Wielu Polaków decyduje się na życie na emigracji, szukając nowych wyzwań, kulturowych doświadczeń i lepszych perspektyw zawodowych. Jednym z egzotycznych miejsc, które przyciąga coraz więcej osób, jest Japonia. Wielu z nas marzy o odwiedzeniu tego kraju, ale dla niektórych stała się on drugim domem. W poniższym artykule przeprowadziłam wywiad z Polką mieszkającą na emigracji w sercu tętniącego życiem miasta – w Tokio. Zgłębimy razem tajniki życia codziennego, wyzwania, radości oraz refleksje na temat życia w kraju Kwitnącej Wiśni.
To co, gotowi na niezwykłą rozmowę?


Wybierasz się do Japonii? Interesują Cię inne wywiady? Sprawdź poniższe artykuły:
Artkuły o Japonii: Tokio, Kioto, Osaka…
Polacy na emigracji – Tajlandia
Polacy na emigracji – Algarve, Portugalia


1. Pytanie ogólne, na początku przedstaw się proszę: jak się nazywasz, gdzie mieszkasz(w jakim regionie, mieście), jak długo? Czym się zajmujesz?
KZS: Witam, tu Kubeł Zimnej Sake. Obecnie mieszkam w Tokio, wcześniej mieszkałam w Osace. Sporo czasu spędziłam też na japońskiej wsi. Hobbystycznie prowadzę kanał na YouTube i konto na Instagramie, gdzie opisuję to co lubię najbardziej, czyli regularne wypady na lub za miasto i zwiedzanko, a jak mam okazję, to także i podróże po Japonii. Z wieloletniej pasji do pocztówek i znaczków otwarłam również sklepik kubelzimnejsake.pl, gdzie sprzedaję japońskie widokówki, kartki okolicznościowe itd.

2. Co było głównym czynnikiem motywującym Cię do emigracji do Japonii, do Tokio?
KZS: To był zupełny przypadek. Nie planowałam wyjazdu do Japonii. Mieszkanie tam było takim marzeniem, które tylko marzeniem pozostanie. “Wiedziałam”, że nie przerodzi się w cel, do którego bym dążyła. A tu proszę, życie potrafi zaskoczyć.

3. Jakie było Twoje pierwsze wrażenie po przyjeździe do Tokio? Czy spełniło ono Twoje oczekiwania?
KZS: W Tokio spędziłam pierwszy rok po przyjeździe do Japonii. Wrażenia? Jakbym dostała patelnią po twarzy. Wszystko było nowe, inne. Rzeczy, o których myślałam, że także tu będą oczywiste, wcale takie nie były. Nawet zwykłe zakupy w supermarkecie były przygodą/wyzwaniem, bo na półkach były nieznane mi zupełnie rzeczy (teraz wiem, że były to “ciastka” rybne, wodorosty w różnej postaci, czy konjac). Brak znajomości języka japońskiego sprawił, że nie tylko na początku, ale przez dobre 3 lata czułam się tu wyobcowana i jakby “odcięta” od różnych możliwości. Oczywiście po pierwszym roku już trochę mówiłam po japońsku, ale jak przyszło do spraw urzędowych czy pism z banku, dopiero po tych 3 latach poczułam się w nich wystarczająco swobodnie, żeby się w Japonii wyluzować. 
Czy Tokio spełniło moje oczekiwania? Chyba nawet nie wiedziałam czego oczekiwać. Pierwszy rok mieszkania w tym mieście upłynął mi pod flagą bardzo mieszanych uczuć. Kiedy od zeszłego roku ponownie zamieszkałam w Tokio, miałam już za sobą lata w Japonii, a i tak do teraz nie do końca czuję, że to “moje” miasto. Ale Japonia to nie tylko Tokio. W Osace na przykład czułam się znakomicie.

4. Opowiedz o jakiejś sytuacji, która sprawiła, że poczułaś się zupełnie obco w nowym środowisku Tokio. Jak sobie z tym poradziłaś?
KZS: Bez sensownej znajomości języka nawet zwykły telefon to było wyzwanie. Do tego nie wystarczy mówić łamanym japońskim, bo niestety zwykle jak się gdzieś dzwoniło, osoba, która odbierała telefon, traktowała nas w stylu japońskim jako szanownego klienta/interesanta, czyli używała języka grzecznościowego (keigo), który jest trudniejszy niż „codzienny” japoński i którego mnie uczono dopiero po kilku miesiącach pobytu w Japonii. 
W rezultacie na początku nic nie mogłam sama załatwić, a do tego czasu byłam przyzwyczajona, że biorę sprawy w swoje ręce i załatwiam co trzeba. Długi czas więc towarzyszyło mi poczucie bezradności. W tej sytuacji nie dało się iść na skróty- wyjściem było tylko sprawne władanie japońskim. Nie znosiłam nauki języka z książek, więc najczęściej uczyłam się „na żywca”. Jak już zostałam postawiona pod ścianą to miałam do wyboru, albo powiedzieć coś po japońsku z 10 błędami i się w jakiś sposób zbłaźnić nie takimi manierami jak trzeba, albo nic nie załatwię. Takie uczenie się „mimo woli” w codziennych sytuacjach szło bardzo szybko w porównaniu do zakuwania z książek w domu. 

5. Jakie kulturowe różnice najbardziej zaskoczyły Cię po przyjeździe do Japonii?
KZS: Ach, było tak dużo, że aż ciężko wybrać. No to wymienię pierwszą z brzegu- kultura kulinarna. Wiadomo sushi, sashimi, wiedziałam, że tutaj mają duży wybór świeżych owoców morza, ale nie myślałam, że aż taki, i to w zwykłych supermarketach. O ile sekcja pieczywa opływała głównie w chleb tostowy w różnych wydaniach, tak sekcja rybna wyglądała jak zakątek deluxe gourmet. Jaki tam jest wybór! Do teraz w większych supermarketach czasem widzę jakieś owoce morza, których wcześniej nie widziałam na oczy i sprawdzam co to w ogóle jest. W miejscowościach nadmorskich można wykorzystać ten wybór na maksa podczas seafood barbeque w wydaniu japońskim. Naprawdę to uwielbiam. 

Polacy na emigracji, Japonia, Tokio, Polacy w Japonii
KZS: “Mój pierwszy wypad “na zwiedzanko” do Shinjuku Gyoen dzień po przeprowadzce do Japonii. Kwiaty wiśni były wtedy w pełnym rozkwicie. Photo z tego roku bo te sprzed kilku lat zaginęły”
/zdjęcie KZS/
Polacy na emigracji, Japonia, Tokio, Polacy w Japonii
Polacy na emigracji, Japonia, Tokio, Polacy w Japonii
KZS: “Zeszłoroczne hanami (piknik pod kwitnącymi wiśniami) w Sakuranomiya w Osace”
/zdjęcie KZS/
Polacy na emigracji, Japonia, Tokio, Polacy w Japonii
KZS: “Mój ulubiony zamek w Japonii- Zamek Himeji, zwany “Białą Czaplą”
/zdjęcie KZS/

„Metodą (nauki japońskiego) zalecaną przez ekspertów jest urodzenie się jako japońskie dziecko i wychowanie przez japońską rodzinę w Japonii. A nawet wtedy nie jest to łatwe.”

Dave Barry

6. Czy istnieje jakiś element japońskiej kultury, który na początku nie rozumiałaś lub wydawał Ci się dziwny, ale z czasem zaczęłaś go doceniać lub nawet bardzo lubić?
KZS: Japońskie gorące źródła, czyli onsen. Może nie tyle tego nie rozumiałam, jak po prostu myślałam „ ja to tak bym nie mogła wyjść nago przed jakieś nieznajome kobiety”. I wiecie co? Jak raz byłam na wycieczce na Hokkaido, był pusty onsen i z koleżanką chyłkiem weszłyśmy na chwilę, w chwili kiedy zanurzyłam się w gorącej wodzie z pięknym widokiem na jezioro wśród gór, wszelkie moje wątpliwości roztopiły się jak cukier w herbacie. Onsen jest po prostu tak relaksujący, że wszystko inne schodzi na drugi plan. Zresztą i tak nikt się na nikogo zwykle nie gapi, każdy się spokojnie grzeje w wodzie i odpręża. Doświadczenie pierwsza klasa.

7. Do onsenów nie można wchodzić z tatuażami. To główny przekaz jaki krąży po internecie. Z drugiej strony są oficjalne artykuły, gdzie rząd Japonii mówi, że się otwiera na turystów pod tym kątem, aby nie czuli się wykluczeni. A jak jest naprawdę?
KZS: Żeby nie czuli się wykluczeni? Chyba żeby zarobić więcej kasy! Okej, zacznijmy od początku: Tak, zgadza się, że większość onsenów nie przyjmuje ludzi z tatuażami, bo Japończykom źle się to kojarzy (z yakuzą). Jest jednak wiele takich, w których nie ma problemu. Jest kilka miasteczek onsenowych, które zniosły w części lub całkowicie zakaz tatuaży, żeby zachęcić do odwiedzin cudzoziemców. Przykładowo jest to Kinosaki Onsen (Honsiu), Dogo Onsen (Shikoku), czy Hoheikyo Onsen (Hokkaido). Nawet w miejscach, gdzie jest zakaz tatuaży, można wejść do onsenu jeżeli sypnie się groszem i wynajmie na godzinę lub dwie prywatną łaźnię. Jeżeli macie bardzo mały tatuaż np. na szyi, możecie też go przykryć wodoodpornym plasterkiem w kolorze ciała. Słyszałam o ludziach, którzy do onsenów wchodzą z widocznymi tatuażami mimo zakazu, ale mimo wszystko nie polecam tego robić. Raczej nie wezwą na nas policji, ale mogą wyprosić i powiedzieć, żebyśmy nigdy tu nie wracali. Dla turystów nie jest to co prawda duża kara, ale jak wszystkie nieodpowiednie zachowania cudzoziemców, odbija się to negatywnie na życiu tych z nas, którzy tu mieszkają na stałe, bo Japończycy stają się przez to wobec nas jeszcze bardziej uprzedzeni. Nie wiem, czy mogę o to prosić, ale bardzo miło by było, gdyby odwiedzający Japonię mieli na względzie, że ich zachowanie wpłynie na sentymenty Japończyków w stosunku do wszystkich cudzoziemców w Japonii, tak turystów, jak i osób, które mieszkają tu tymczasowo lub na stałe. 



8. Jak radzisz sobie z wyzwaniami związanymi z językiem japońskim? Czy uczysz się go aktywnie? Łatwo było go opanować?
KZS: Na początku to sobie z niczym w języku japońskim nie radziłam. Bardzo trudno mi było go opanować, zupełnie mi nie wchodził do głowy. Chyba po tym jak mnie go uczono “na wkuwanie” znienawidziłam uczenie się go z książek. W rezultacie nie tak dawno jak uczyłam się do JLPT N1, wytrzymałam nawet NIE z uczeniem się z książek, ale z rozwiązywaniem testów przykładowych na smartfonie tylko 1,5 czy 2,5 dnia, zanim to wszystko rzuciłam w kąt i poszłam na egzamin, prawie że na żywca. Na szczęście zdałam. Uczę się japońskiego w taki sposób, że żyję w Japonii i nie mam wyboru. Praktycznie cały czas mieszkałam i radziłam sobie sama, więc nikt mi nie pomagał np. przy zawiązywaniu umowy na wynajem kawalerki. Jakbym cały czas mieszkała w Tokio, może “udałoby” mi się przeżyć w tym kraju kilka-kilkanaście lat bez znajomości języka, ale na japońskiej wsi nie było o tym mowy. Uczenie się pod przymusem codzienności nie jest co prawda przyjemne i wiąże się ze sporym stresem i zażenowaniem, ale jest niezwykle efektywne. 

9. W jaki sposób Twoje podejście do życia zmieniło się od czasu, kiedy mieszkasz w Tokio? Czy jest coś, co uznajesz teraz za ważniejsze lub mniej istotne niż przed emigracją?
KZS: Ze względu na to ile lat spędziłam w Japonii, ciężko odróżnić mi zmiany w podejściu, które wynikają z tego, że przeprowadziłam do Japonii, od zmian które wynikają ze zwykłego dojrzewania, jako dorosły człowiek, który z upływem lat po trochu zbiera doświadczenie. Myślę, że obecnie jestem uprzejmiejsza, niż byłam kiedyś, trochę mniej się denerwuję i więcej zwracam uwagę na to, żeby nie przeszkadzać ludziom w moim otoczeniu. Myślę, że z dużym prawdopodobieństwem ta cecha przyszła z życia w Japonii. Spory wpływ miała też na mnie praca w korpo w Japonii (nie takim kochającym nadgodziny jak typowe opisywane w mediach firmy, ale dosyć zwyczajnym i raczej nietoksycznym), ale równie dobrze taki sam wpływ mogło mieć na mnie korpo w Polsce. W każdym razie ta praca miała na mnie taki wpływ, że mam (przynajmniej czasowo) mniej ambicji i motywacji. Nie chcę już być gdzieś wysoko alfą i omegą, chcę po prostu mieć czas na rzeczy, które sprawiają mi radość i decydować o sobie i swoim czasie. 

10. Jakie są największe wyzwania, z jakimi się zetknęłaś jako imigrantka w Tokio? Czy byłaś zaskoczona jakąś konkretną trudnością?
KZS: Było pełno wyzwań. Z pierwszych rzeczy to miałam problem, żeby dostać kartę do płatności online itd. oraz żeby zawiązać umowę na telefon. Czytając to, pamiętajcie, że wtedy ledwo mówiłam po japońsku i nie miałam wielu źródeł informacji, więc działałam po omacku.
Zacznijmy od tego drugiego. Jak przyjeżdżałam do Japonii, rynek telefoniczny był bardziej nieprzyjazny konsumentom niż teraz. Osobom zza granicy szczególnie trudno było zawiązać umowę. W rezultacie większość moich znajomych wkopywała się w dwuletnie kontrakty z dołączonym telefonem za 350 zł miesięcznie. Dla mnie to była ogromna strata kasy, więc przez pierwszy rok jechałam na kartach turystycznych tylko na dane komórkowe. Później udało mi się prościej, przez internet zawiązać umowę z Biglobe. 
Druga sprawa to cała bankowość w Japonii, ach, to dopiero były jaja. Teraz jest już na szczęście lepiej.  Zacznijmy od tego, że udało mi się na samym początku założyć konto w Japan Post (banku pocztowym). Dostałam do niego… książeczkę bankową. Jak wzięłam to do ręki i oglądałam, zastanawiałam się, w którym ja kurcze roku żyję. Wiem, że to śmieszne, ale czułam się jakbym dostała do ręki relikt przeszłości, a wszyscy wokół nie widzieli problemu, żeby go dalej używać. Książeczka bankowa…. wkładało się ją do bankomatu i wszystkie transakcje były drukowane w książeczce. Wtedy nie było do tego konta Japan Post bankowości online. Chcesz wiedzieć, ile zostało kasy na koncie? Idź do bankomatu i albo wyświetl tam, albo wydrukuj sobie w książeczce. Taaaak, w Japonii uważanej za kraj przyszłości takie rzeczy. 
Na szczęście miałam do tego konta także kartę. Ale jakąś dziwną. Żadnego kodu na odwrocie karty, więc nie mogłam płacić online, co mnie jeszcze dodatkowo odcięło od świata, bo w necie to chociaż mogłam sobie coś przetłumaczyć i kupić co potrzebuję, a tu klops. Jak poszłam do okienka banku, przybili mi pieczątkę w książeczce i powiedzieli, że teraz to karta debetowa. Dalej nie można było płacić online, ale teraz mogłam płacić przez przeciągnięcie paska magnetycznego tej karty przez terminal w sklepie. Terminale dalej nie odczytywały chipa na karcie. A płatność zbliżeniowa to sen z lepszego świata. Złapałam się za głowę. Następnie zaczęłam szukać innego banku, żeby założyć normalną kartę debetową. Miałam swoją pierwszą debetówkę w Polsce w wieku 16 lat, więc myślałam, że jako osoba pełnoletnia, raz-dwa załatwię sobie japońską debetówkę. Haha, nie. Wtedy w Japonii koncepcja kart debetowych praktycznie nie istniała. Była albo ta bezużyteczna cash card, którą miałam ja, albo karta kredytowa. A żeby dostać kartę kredytową, trzeba zostać sprawdzonym i zatwierdzonym przez bank. Zgadnijcie, jak często zatwierdzają oni karty kredytowe dla cudzoziemców? Oczywiście mnie odrzucili. Kilku znajomym się udało. Równolegle znalazłam stronę Seven Bank, w którym po angielsku zamówiłam sobie elegancko debetówkę i byłoby już idealnie gdyby nie to, że to ani Visa, ani Mastercard, tylko JCB. Krótko mówiąc, poza Japonią karta jest nie do użytku, a wiele stron płatności online ją odrzuca. Ale generalnie w obrębie Japonii działa okej, polecam. 
Ostatecznie dopiero po ponad roku życia w Japonii i błądzeniu po różnych stronach w języku, który ledwo znam, udało mi się dostać kartę kredytową Visa w Mitsui Sumitomo. W tym samym czasie podpisałam umowę na telefon z Biglobe i w końcu byłam już “podłączona”. Od tego czasu dopiero zaczęłam naprawdę korzystać z życia w Japonii i porządnie się integrować. 

11. Czy istnieją miejsca w Tokio, do których niezmiennie wracasz i dlaczego? Co sprawia, że te miejsca są dla Ciebie tak istotne?
KZS: W Tokio to średnio. Najbardziej lubię Showa Kinen Koen (Showa Memorial Park) w Tachikawa, ale to tylko dlatego, że to najlepszy zamiennik Banpaku Kinen Koen (Expo ’90 Memorial Park) w Osace, który uwielbiam. Generalnie moje ulubione miejsca są raczej w okolicach Osaki. Jak jeszcze tam mieszkałam, często wybierałam się do Parku Minoh z tamtejszym wodospadem, Świątyni Katsuo, lub trochę dalej do Kioto Kawaramachi, Kobe Sannomiya, czy Zamku Himeji.  Z Tokio za to lubię wybrać się do Kawagoe, czy w rejon Chichibu w Prefekturze Saitama. Kiedyś bardzo podobała mi się także Odaiba.  Czynnikiem decydującym o mojej sympatii do tych miejsc jest ich spokój i piękno. Można sobie tam na chwilę usiąść i po prostu podziwiać widoki. 

12. Czy istnieją jakieś japońskie słowa lub zwroty, które szczególnie lubisz lub które uważasz za trudne do przetłumaczenia na inne języki?
KZS: Największą grupą japońskich zwrotów, która przychodzi mi tu na myśl, są specyficzne onomatopeje o znaczeniu normalnych słów. Chyba najlepiej będzie, jak podam kilka przykładów:
kira kira świecący
pika pika błyszczący/roziskrzony (to od tego wyrażenia nazwano Pikachu!) 
ira ira poirytowanie
goro goro leżenie do góry brzuchem
nuru nuru przemoczony do suchej nitki
tsuru tsuru gładki
Tych onomatopei jest od groma. Swoją drogą to przykładowe pytanie z nich w przygotowaniu do testu JLPT sprawiło, że przelała się czara goryczy i rzuciłam naukę do egzaminu. 

13. Mówi się, że Japonia to kraj samotnych dusz. Jak radzisz sobie ze stresem lub uczuciem samotności, które mogą towarzyszyć życiu w obcym kraju? Jakie strategie stosujesz, aby dbać o swoje zdrowie psychiczne? Czy może kompletnie Cię to nie dotyczy i nie zauważyłaś tego w Tokio?
KZS: Nie wiem, czy kraj samotnych dusz, ale zdarza mi się myśleć, że dość łatwo być tu samej. Oczywiście nie na mieście, mówię o sytuacji mieszkaniowej. Byłam dość zdziwiona, jak tanio można tu wynająć kawalerkę. Jasne, że raczej niedużą, no ale “ciasne, ale własne”. Zresztą przy rozwoju patodeweloperki w Europie różnica w powierzchni kawalerek między Japonią a Polską powoli się zaciera. 
W każdym razie w Polsce student/ka może sobie o kawalerce raczej pomarzyć. A w Japonii nawet w akademikach przy uniwerkach pokoje są zwykle jednoosobowe, nierzadko z własną łazienką czy aneksem kuchennym. Dla mnie super, bo mam prywatność i mogę sobie mieszkać, jak chcę.  Jednakże bardzo łatwo się w takim miejscu odizolować od otoczenia i przestać wychodzić na światło dzienne. To, co w moim przypadku takiemu stanowi przeciwdziała to spora potrzeba odkrywania i nowych doświadczeń, nawet w małej skali. Dlatego bardzo często wychodzę na miasto, ba, czasem nawet pakuję się w najgorsze tłumy, żeby coś zobaczyć. Na początku pobytu w Japonii były to głównie przeróżne muzea, obecnie poluję na tradycyjne festiwale i parki, gdzie akurat coś pięknie kwitnie. Takie częste wypady bardzo ładują mi baterie i sprawiają wiele radości. 

14. Jakie są Twoje doświadczenia z systemem ochrony zdrowia w tym kraju? Czy uważasz, że jest on skuteczny i dostępny dla wszystkich mieszkańców?
KZS: Hmm tutaj wiem, że w zależności od osoby, odpowiedź na to pytanie może się diametralnie różnić. Ja sama mam kilka bardzo różnych doświadczeń. Czytając to, miejcie na uwadze, że jestem osobą zdrową, która u lekarza jest ok. 2-3 razy w roku z mało poważnymi schorzeniami. Osoby przewlekle chore mogą mieć zupełnie inne doświadczenia niż ja.
Powiem tak: leczą dobrze, ale nigdy bez opłat (naliczanych prócz składek). Ubezpieczenie zdrowotne pokrywa typowo 70% całkowitych kosztów leczenia i leków. To znaczy, że nawet przy wizycie u lekarza rodzinnego, pozostałe 30% trzeba wyłożyć z własnej kieszeni. Problem w tym, że do niedawna te 30% wychodziło drożej niż 100% kosztów leczenia prywatnego w Polsce. Teraz jen osłabł, a ceny w Polsce poszybowały i to już się zmieniło.
W Polsce jest ten plus, że w zależności od sytuacji, można się zdecydować albo na dłuższe oczekiwanie i leczenie bez opłat (oczywiście nie licząc składek zdrowotnych) na NFZ, albo na szybką wizytę prywatną. I tak na przykład do lekarza rodzinnego, do którego mogłam się dostać na NFZ nawet tego samego dnia, chodziłam bezpłatnie. W Japonii, mimo że płacę comiesięczne składki, gdy idę lekko chora do lekarza rodzinnego, muszę zawsze zapłacić, chociaż te kilkadziesiąt złotych. Do tego leki, na które dostaję receptę, często są na mnie za słabe, lub uciążliwe w użyciu (np. w formie bardzo gorzkiej mączki do robienia zawiesiny, od której mi było niedobrze).  
Dodam, że w Japonii jest mniejszy wybór i siła leków dostępnych bez recepty niż w Polsce, tak więc może się zdarzyć, że trzeba będzie płacić w Japonii za lekarza, żeby dostać receptę na lek, którego zamiennik dostalibyśmy w Polsce z biegu w aptece. Jedyny plus jest taki, że refundacja leków na receptę też jest typowo na poziomie 70%. 
Przy ostatniej wizycie w Polsce zauważyłam, że Japonia wychodzi w porównaniu do Polski coraz bardziej na plus jeżeli chodzi o opiekę zdrowotną. Ceny usług dentystycznych w Polsce są obecnie zawrotne, a w Japonii duża część z nich jest pokryta 70% ubezpieczeniem. Wraz ze słabnącym jenem, pozostałe 30% wychodzi coraz taniej w przeliczeniu na złotówki. Do tego musiałam się ostatnio w Polsce umówić do lekarza specjalisty na prywatną wizytę i czekałam na nią prawie tydzień, gdzie w Japonii prawdopodobnie dostałabym się na nią tego samego lub następnego dnia. 

Także w zależności, jaki aspekt usług zdrowotnych czy dostępności leków rozważamy, na plus może wyjść albo Polska, albo Japonia. Kilka osób, z którymi rozmawiałam, stwierdziło jednak, że lepiej jest w Japonii.  

Polacy na emigracji, Japonia, Tokio, Polacy w Japonii
KZS: “Wielki Budda z brązu w Nanzoin pod Fukuoką”
/zdjęcie KZS/
KZS: “Okonomiyaki w Osace”
/zdjęcie KZS/
KZS: “Jedno z dymiących “piekieł” w Beppu na Kiusiu”
/zdjęcie KZS/

„Nie bój się iść powoli, bój się tylko stać w miejscu.”

Japońskie przysłowie

15. Jak oceniasz jakość życia codziennego w tym kraju? Czy czujesz się bezpiecznie i komfortowo w swoim otoczeniu?
KZS: Czuję się bezpiecznie fizycznie, jestem tutaj obcykana w życiu codziennym, transporcie publicznym i nie tylko, sprawnie załatwiam wszystkie codzienne sprawy. Bezpieczeństwo psychiczne i trochę fizycznego zależy od miejsca, pory dnia, narodowości i płci. 
Jeżeli chodzi o miejsce, to poza miastami ludzie są mniej przyzwyczajeni do cudzoziemców i nastawienie do nich jest różne, także na przykład jak jeździłam sobie jakiś czas autobusem w Prefekturze Niigata, nikt obok mnie nie siadał, nie ważne, jaki był tłok. Można sobie pomyśleć “o nie, nie lubią mnie tu” albo przeciwnie “super, więcej miejsca dla mnie”. Zależy od osoby. 
Jeżeli chodzi o porę dnia, to choć możecie bez obaw chodzić po Ikebukuro czy Kabukicho w Tokio po południu, to już w godzinach między ostatnim a pierwszym pociągiem może być nieprzyjemnie. 
Z narodowością i wyglądem japońskim w niektórych miejscach usłyszysz miłe “irasshaimase” (witamy) przy wejściu do sklepu, jako cudzoziemiec możesz za to usłyszeć głuchą ciszę (to rzadko się zdarza, ale bywa). 
Jako mężczyzna możesz się w zatłoczonym porannym pociągu co najwyżej spocić, jako kobieta możesz zostać obmacana lub ktoś może włożyć Ci telefon za spódnice i nagrywać, a sprawca sobie potem szybko ucieknie i będzie to samo robił niepełnoletnim dziewczynom z liceum. 
Bezpieczeństwo w Japonii, podobnie jak w innych krajach, jest względne. Ale muszę przyznać, że jest na wysokim poziomie. Zdarzają się oczywiście sytuacje nieprzyjemnie. Japończycy mają reputację nienagannie uprzejmych, a mimo to jak byłam po ciężkim dniu pracy (na pełen etat i płacąc podatki jak każdy Japończyk) w korpo, jakaś babcia mnie zwyzywała w conbini od najgorszych i “darmozjadów, które przyjechały na social” tylko dlatego, że skanując swoje dokumenty do pracy, stałam przy stojaku na gazety, które ta babcia chciała czytać. To pewnie osoba chora, ale hasła które rzucała były typowo rasistowskie i nie wzięły się w jej głowie z eteru. Także wiadomo, przy takich sytuacjach trudno się w tym konkretnym momencie czuć bezpiecznie i komfortowo. Wbijają czasem też szpilę takie codziennie błahe sprawy, jak ileś do kupy mi się przydarzy w jednym dniu, np. jak nikt nie chce obok mnie usiąść, ktoś obchodzi mnie szerokim łukiem, ekspedienci traktują mnie wyraźnie mniej uprzejmie niż Japończyków, których obsługiwali przede mną…. ale w ostatecznym rozrachunku to błahostki. W zależności na ile akurat konkretny dzień dał mi w kość, przyjmuję je różnie.
Generalnie jednak czuję się w Japonii bezpiecznie i raczej nie mam z bezpieczeństwem problemów w codziennym życiu.

16. Jakie są Twoje doświadczenia z rynkiem pracy? Czy istnieją dobre możliwości zatrudnienia i rozwijania kariery zawodowej?
KZS: O, to mam szansę wspomnieć o czymś, co bardzo doceniam w Japonii. W sumie to powinno być oczywiste wszędzie, ale nie jest. W Japonii praktycznie każda oferta pracy ma od razu podane wynagrodzenie! To tyczy się nawet prac dorywczych- zawsze podawana jest stawka godzinowa. Chyba nie muszę tłumaczyć, jak to ułatwia szukanie odpowiedniej pracy. Nie ma także raczej kultury “januszowania”(wyjątkiem jest praca typu samozatrudnienie), więc nie trzeba cały czas uważać, żeby ktoś Cię nie urobił, wykorzystał czy nie zapłacił za robotę. Startując już z tego punktu, można z większym spokojem i zaufaniem podejść do szukania pracy. Przy starzejącym się społeczeństwie, jest też spore zapotrzebowanie na siłę roboczą, więc raczej nie ma sytuacji, że nie można znaleźć zupełnie żadnej pracy. Praca dorywcza nie ma wcale złych stawek. W tej chwili w Tokio raczej nie ma problemu, żeby znaleźć coś za 1000 jenów (ok. 26 PLN) za godzinę, nawet ramenowa sieciówka Ichiran płaci teraz 1400 jenów za godzinę. W prawie każdym typie pracy, ale już najbardziej w przypadku tutejszego odpowiednika “umowy o pracę”, szanse na zatrudnienie jako cudzoziemiec spadają. Native speaker angielskiego może jeszcze w prosty sposób zostać nauczycielem angielskiego, Polacy mają z tym trochę trudniej i mogą nam oferować niższe stawki za to, że to nie nasz język rodzimy. Generalnie problem z zatrudnieniem cudzoziemców (poza nauczaniem angielskiego) wynika między innymi z obaw o naszą wystarczającą znajomość języka japońskiego oraz japońskich manier i kultury pracy, no i trochę też ze zwykłych uprzedzeń. Tutaj może pomóc ścieżka oficjalnych certyfikatów, które w Japonii są dość wysoko cenione. Z najbardziej popularnych będzie to zdanie egzaminu JLPT N1 lub N2, w najgorszym razie chociaż N3 (choć zwykle do sensownych prac wymagają co najmniej N2). Dłuższa praca dorywcza w Japonii, szczególnie taka gdzie trzeba rozmawiać z klientem (choćby i to była kasa w Maku) też może trochę pomóc. Kiedy już dostanie się pracę, dorywczą lub stałą, czasem trzeba uważać na stagnację. Z racji, że Japończycy nieświadomie nieraz zakładają, że ze względu na słabszy japoński nie jesteśmy w stanie wykonywać bardziej skomplikowanych prac, dają nam te najprostsze, w których nie będziemy się rozwijać. Ja tak utknęłam na magazynie UNIQLO przy rozpakowywaniu odzieży i przygotowywaniu jej, zanim ktoś inny pójdzie wyłożyć ją na sklep. Ta praca niewiele mi dała jeżeli chodzi o szansę na podciągnięcie się z japońskim czy zdobycie jakichkolwiek użytecznych umiejętności.

17. Jakie są Twoje spostrzeżenia dotyczące kwestii równości płci, rasowej i społecznej? Czy w Japonii podejmowane są działania na rzecz eliminacji dyskryminacji i zapewnienia równych szans dla wszystkich obywateli?
KZS: Hmm, chyba lepiej, żeby się wypowiedział ktoś, kto w tej dziedzinie siedzi profesjonalnie, tylko że z Polaków w Japonii nikogo takiego nie znam. 
Mogę tutaj tylko zaoferować moje subiektywne obserwacje, a nie suche, potwierdzone fakty. Pamiętajcie, że w zależności kogo zapytacie, możecie usłyszeć bardzo różną odpowiedź na to pytanie. Mam wrażenie, że w przypadku zmian społecznych przede wszystkim się gada, plakaty się porozwiesza i na tym się kończy. Nie widzę konkretnych wysiłków krajowych o realnym znaczeniu i wpływie, żeby tematy równościowe wcielić w życie, bardziej takie wydmuszki jak akurat jest jakieś wydarzenie międzynarodowe typu Olimpiada. Jeżeli coś się dzieje, to widzę to bardziej lokalnie, na poziomie poszczególnych samorządów. Na przykład w urzędach miasta w Tokio niektóre dokumenty są dostępne w wielu językach (zwykle jest dobrze, jak gdzieś poza miejscami turystycznymi jest chociaż angielski, więc jak na Japonię jest dobrze), są jakieś wydarzenia integrujące z Japonią czy darmowe kursy japońskiego poszczególnych miast, w toaletach dla kobiet w centrum miasta są plakaty z numerem alarmowym w razie “różnych problemów”, które łączą z centrum prowadzonym przez miasto. W czasie korony były zapomogi wydawane przez niektóre miasta (choć była też raz ogólnokrajowa). Część z tych inicjatyw była też zarządzona krajowo. Tak, wiem, że są to małe rzeczy, no ale powiedzmy, że trochę, chociaż coś się dzieje i bardzo powoli zmienia. Ja przynajmniej drobną zmianę widzę w perspektywie tych kilku lat życia w Japonii.

18. Czy osoby homoseksualne są gnębione? Dyskryminowane?
KZS: Hmm to jest temat-rzeka. Najlepiej, żeby wypowiedziała się osoba, która się lepiej zna, ale znowu, nie przychodzi mi w tej chwili nikt na myśl z osób, które znam, więc powiem trochę z obserwacji.  Zacznijmy od tego, że w Japonii nie ma kultury konfrontacji, szczególnie fizycznej, więc pobicia raczej nie mają miejsca. Nie znaczy to jednak, że osoby homoseksualne nie ścierają się z problemami. Trochę rozszerzając temat, powiedziałabym, że osoby LGBTQ+ są w Japonii “przezroczyste”. Nie ma szeroko zakrojonych kampanii, żeby aktywnie utrudniać im życie, ale też nikt się nie kwapi, żeby im je ułatwić. Społecznie rzecz biorąc, poza odrobinę dłuższych spojrzeń, w większości miejsc raczej nie będzie żadnych nieprzyjemności jeżeli będzie się szło za rękę z osobą tej samej płci. Większe okazy zakochania zaś raczej nie są przyjęte w Japonii wobec tak hetero- jak i homoseksualnych par, więc jeżeli wystąpią (u jakiejkolwiek pary), mogą się spotkać z niesmakiem. O ile na etapie chodzenia ze sobą w związku homoseksualnym, problemów nie będzie aż tyle (chyba że ze strony rodziny, ale to zależy od osoby), tak gdy zdecydujemy się na partnera lub partnerkę życiową tej samej płci, napotkamy na kłopoty natury urzędowej. Małżeństwa tej samej płci nie są obecnie w Japonii zalegalizowane i prawdopodobnie jeszcze jakiś czas nic się w tym temacie nie zmieni. Za tym oczywiście idzie ciąg problemów przy kupnie mieszkania, braniu kredytu, wizyt w szpitalach, czy kwestiach dziedziczenia. Żeby pomóc osobom w związkach homoseksualnym na rynku mieszkaniowym i nie tylko, kilka dzielnic (ku) w Tokio (a także inne samorządy w Japonii) oferuje swego rodzaju “certyfikat związku” takim parom, który może być uznany przez niektóre banki czy firmy ubezpieczeniowe, oraz który umożliwia odwiedziny partnera lub partnerki w szpitalu. Jednak taki certyfikat dalej nie jest uznawany w kwestiach np. dziedziczenia majątku. Obecnie niektóre pary homoseksualne rozwiązują tę kwestię dość niekonwencjonalnie. Otóż w Japonii istnieje system adopcji osób dorosłych. Często idzie o adopcję (przyszłego) małżonka kobiety z rodziny z większym prestiżem niż rodzina mężczyzny, lub rodziny, w której brak jest innych synów, którzy mogliby odziedziczyć nazwisko, majątek, i ewentualnie firmę. Adoptowana dorosła osoba ma prawo dziedziczenia po adopcyjnym rodzicu. Tak więc starsza osoba z pary homoseksualnej może adoptować młodszą i w ten sposób w świetle japońskiego prawa mogą połączyć się w jedno “gospodarstwo domowe” (dokładnie to samo dzieje się w przypadku ślubu mężczyzny i kobiety). 



19. Jakie są Twoje spostrzeżenia dotyczące środowiska naturalnego i dbania o ekologię w tym kraju?
KZS: Za każdym razem jak przechodzę latem w temperaturze 37 stopni obok drogerii (drug store) z drzwiami otwartymi na oścież mimo nastawionej w środku na 20-kilka stopni i maksymalne obroty klimy, kwestionuję sens jakichkolwiek moich wysiłków na rzecz środowiska. Ile to zżera energii! Nie rozumiem, jak takie marnowanie energii jest dozwolone. A to tylko jeden z dziesiątek przykładów
Myślę sobie często, że ten cały wysiłek Europy i innych krajów, żeby ograniczyć emisje i zużycie surowców idzie w ten sposób na marne. No ale nic nie zrobisz. Stoi to w dużym kontraście z nienagannym sortowaniem odpadów w japońskich domach rodzinnych. Ze wszystkich butelek PET czy słoików zdejmuje się etykiety, puszki po konserwach lub plastikowe pojemniki na bento się dokładnie myje (z kolei w Polsce czytałam artykuł, że lepiej, żeby były myte w obiegu zamkniętym w sortowni odpadów), kartoniki po mleku się ładnie rozcina i związuje w kupki … ale na przykład już mniej popularny jest pomysł, żeby tych pojemników mniej zużywać (choć powoli wchodzi to do świadomości). 
Jeżeli chodzi o zużycie nadmiernej ilości opakowań wszelkiego sortu, mam wrażenie, że jest to napędzane przez komerchę pod płaszczykiem tak ważnego w Japonii szacunku do klienta. O szanownego klienta trzeba dobrze zadbać, ująć mu nieprzyjemności, zwiększyć wygodę… oczywiście w ten sposób produkt też się lepiej sprzeda. Ta pogoń za wygodą i “dbanie” o klienta jest powodem, dla którego są pakowane pojedynczo czekoladki, malutkie porcje “na gryza” w plastiku, owoce/warzywa w plastiku, jednorazowe plastikowe opakowania do bento większe niż potrzeba (żeby wyglądały na lepsze jakościowo) … skala jest tak wielka, że można dostać zawrotu głowy. 

Jest w tym wszystkim jedna rzecz, która część wątpliwych wyborów (nie) ekologicznych Japonii usprawiedliwia- klimat. Wilgotność powietrza potrafi być tutaj niesamowicie wysoka, a (w Tokio) od końca maja do początku października potrafi być baaardzo gorąco. W takim klimacie wszystko się szybciej psuje czy chociaż robi niesmaczne. Przykładowo w Polsce paluszki rozmiękły i robiły się niedobre dopiero na drugi dzień po otwarciu, w Japonii stało się to już po 3 godzinach. Jak udało mi się znaleźć piekarnię z chlebem takim jak mamy w Polsce, on mi zapleśniał tutaj już po dwóch dniach. W takiej sytuacji faktycznie ma sens pakowanie jedzenia w mniejsze paczuszki. Z jednej strony myślę, że te paczuszki mogłyby być większe, żeby nie marnować tyle plastiku, z drugiej też wiem, jak dużo osób w Japonii żyje samotnie i nie zje tyle naraz.

Polacy na emigracji, Japonia, Tokio, Polacy w Japonii
KZS: “Zimowy festiwal w Miyama Kayabuki no Sato w górach przy Kioto
/zdjęcie KZS/
KZS: “Pyszny napój z matcha przy Byodoin w Uji niedaleko Kioto”
/zdjęcie KZS/
KZS: “Rzeźba z piasku autorstwa Polaka Wiaczesława Boreckiego w Tottori Sand Museum”
/zdjęcie KZS/

„W Japonii istnieje starożytne powiedzenie, że życie jest jak przechodzenie z jednej strony nieskończonej ciemności na drugą, po moście marzeń. Mówią, że wszyscy razem przekraczamy most marzeń. Że nie ma nic ponad to. Tylko my na moście marzeń.” 

Matthew Tobin Anderson

20. Czy masz jakieś ciekawe historie związane z interakcjami z mieszkańcami Tokio lub z japońską kulturą?
KZS: Krótko po przeprowadzeniu się na japońską wioskę ktoś zadzwonił do moich drzwi. W ten dzień nauczyłam się, żeby tak jak inni Japończycy ignorować te dzwonki. No w każdym razie, jak dorosły człowiek otwieram, a tam 3 kobiety. Pierwsze co słyszę “Ooo patrzcie, jakie ma wielkie oczy!”. Myślę sobie “no super, witam Panie w zoo”. Potem coś tam zaczynają gadać, ale wiecie, ja większości nie rozumiem. Sąsiedzi pewnie mieli ubaw, jak słuchali, bo wszystko w tym drewnianym budynku było słychać. W każdym razie one się pytają, czy znam <nazwa organizacji/nazwa zjawiska>. Ja mówię, że nie. One wielce się uniosły i zdziwiły, że jak to, po czym skwitowały “no tak, bo ta Polska tak daleko”. Potem mówiły, o “wielkiej sile, która góry buduje i powoduje tajfuny” i pokazały mi zdjęcie jakiegoś dziada- przywódcy, który jest łącznikiem czy cokolwiek do tej siły. Po 5 sekundach od tego jak zaczęły tę gadkę przypomniałam sobie scenkę z anime Nihon Hikikomori Kyokai (NHK) gdzie do drzwi głównego bohatera dzwoni kobieta z sekty. Jakieś trzy kobiety z jakiejś sekty stały w progu moich drzwi. O nie! Zaczęłam mówić, że “nie jestem zainteresowana”, one nie odpuszczały, jedna nawet zaczęły wypytywać o moje dane, więc już po prostu zamknęłam drzwi. Kilka dni później zobaczyłam ogłoszenia, żeby uważać na sekciarzy, nie wsiadać do ich samochodów i nie podawać im danych. 
Do teraz często sobie myślę i nie dowierzam, że te 3 kobiety przyszły pod moje drzwi i się oburzyły, że ja, osoba wychowana 10 tys. kilometrów stamtąd, nie kojarzę po nazwie ich lokalnej japońskiej sekty, których jest w tym kraju wiele. W ich oczach ona musiała być naprawdę tak ważna, żeby każdy ja znał. Moja koleżanka później mi mówiła, że raz skończyła na jednej “sesji” takiej sekty gdzie próbowali ją zahipnotyzować. Także ten… zdecydowanie jest to aspekt Japonii, o którym nikt mnie nie ostrzegał. W następnych latach dzwonili mi do drzwi prócz sekciarzy jeszcze różni naciągacze. Największa plaga była w Tokio.

21. Jakie są Twoje cele i marzenia związane z życiem w Tokio lub poza nim?
KZS: Związanych z życiem w Tokio to chyba nie mam żadnych. Może tyle, żeby się wyprowadzić? Lepiej się czułam w regionie Kansai i fajnie by było tam kiedyś wrócić na stałe. Niestety praca i duże koszty przeprowadzki utrudniają sytuację. Nie mam celów związanych z jakimś miastem per se, ale jeżeli chodzi o hobby, to chciałabym rozwijać Kubeł Zimnej Sake na YouTube i Instagramie oraz mój sklepik pocztówkowy. Bardzo lubię opowiadać różne historie i ciekawostki związane z pięknymi miejscami w Japonii i poza nią, więc prowadzenie tych kont sprawia mi dużo satysfakcji. 

22. Jakie rady dałabyś innym osobom przymierzającym się do przeprowadzki do Japonii?
KZS: Dałabym z 50 i by się tu nie zmieściło. Starałam się je zawrzeć gdzieniegdzie w tym wywiadzie tak, żeby mógł być dla kogoś użyteczny.  Mogę powiedzieć jeszcze raz, że przy życiu w Japonii znajomość japońskiego to wymóg nie do przeskoczenia, chyba że macie żelazne wsparcie w postaci japońskiej/go partnerki/a lub grupki przyjaciół. Nauka z książek nie pokryje całej wymaganej znajomości, bo jest dużo sytuacji, gdzie trzeba dobrze czytać kontekst, więc spróbujcie załatwić sobie rozmowy z Japończykami w jakiejś formie np. znajomi online lub nauczyciel/ka. Przeprowadzka do Japonii to nie lada wyzwanie, więc polecam się solidnie przygotować, poczytać portale takie jak GaijinPot, JapanLife czy TokyoCheapo. Przeprowadzka może być szczególnie trudna jeżeli jedziecie na wieś czy do małego miasteczka. Warto też na początek mieć kartę wielowalutową, która będzie sprawnie działać w Japonii, np. Revolut czy Wise (ten drugi ma jednak wypłaty tylko w bankomatach AEON).
No i cóż… życzę powodzenia!

KZS: “Tokio Skytree”
/zdjęcie KZS/
KZS: “Festiwal fajerwerkowy Nagaoka Hanabi w Prefekturze Niigata”
/zdjęcie KZS/
KZS: “Pola ryżowe w Prefekturze Niigata tuż przed zbiorami. Nadchodzi wielka burza.”
/zdjęcie KZS/
KZS: “Staw pełen lotosów pod Zamkiem Takeda w Prefekturze Niigata”
/zdjęcie KZS/

Dziękuję “Kubłowi” za podzielenie się swoimi doświadczeniami i życiem w Japonii. Jej wypowiedź o kraju Kwitnącej Wiśni daje bogate spojrzenie na ten region. Mam nadzieję, że ta rozmowa przyniosła Ci, drogi czytelniku, równie dużo radości i ciekawych spostrzeżeń. Czekajcie na kolejne wywiady, które zabiorą Was w podróż przez fascynujący świat ludzi i miejsc!




Jak Ci się podoba artykuł?

Jeżeli masz ochotę podzielić się swoimi przemyśleniami to serdecznie zapraszam
do pozostawienia komentarza lub napisać do mnie na Instagramie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *