Czasami codzienność bywa trudniejsza, niż wejście na Everest

Dlaczego niektórzy ludzie osiągają swoje cele, podczas gdy inni tkwią w martwym punkcie? Gdzie tkwi tajemnica? W sztuce zarządzania marzeniami? Definiowaniu celów i umiejętności odpuszczania? W dzisiejszym zabieganym świecie, pełnym wyzwań i niepewności, umiejętność skutecznego kierowania swoimi ambicjami staje się kluczowym elementem. Social media? Ludzie patrzą, oczekują, oceniają. Dzisiaj czas na rozkminę.

O celu, górach


Jakiś czas temu skończyłam czytać książkę Magdy Lassoty ” W cieniu Everestu”. /btw polecam Magdy konto na instagramie, obecnie jest na Alasce/.
Jak byłam nastolatką chciałam wejść na Everest. Pochodzę z gór i moja przygoda z nimi była raz pod górkę raz z górki 😉 Raz kochałam nasze góry, aby po kilku dniach ich nienawidzić. Wyprowadzając się do Wrocławia, po chwilowej ekscytacji rowerem holenderskim z koszyczkiem, który był szczytem marzeń po ciężkich rowerach górskich, zaczęłam jednak odczuwać pustkę. Wyrwę w sercu, brak gór i tej adrenaliny był przytłaczający. Po pierwsze Everest był, ba! nadal jest w mojej głowie, ale….ale coś się zmieniło. Po drugie, czułam tę zmianę wcześniej, natomiast ta książka mi ją tylko utwierdziła. Jeszcze kilka lat temu byłam przekonana, że na Everest można się wspiąć od tak. Od tak mam na myśli, że nie trzeba płacić w setkach tysięcy za pozwolenia, przewodnika, szerpów 😉

Nie sądziłam, że to są aż takie kwoty!
Jeszcze z 3 lata temu czytałam, słyszałam, że na Everest każdy może wejść, to przecież najłatwiejszy 8 tysięcznik. Tam pielgrzymki idą-mówili.
Dwa lata temu wspinałam się na wschód słońca, tylko na 1700m n.p.m. na Babią Górę zimą. Góra ta jest uznawana za jedną z najtrudniejszych pogodowo (kapryśna i zmienna). Temperatura sięgała -25C. Pamiętam jak pizgał wiatr, jak aparat i baterie padły, telefon szwankował. Miałam gogle a zdejmując je na chwilę miałam od razu szron na rzęsach i było mi cholernie zimno. Tego dnia, po południu dowiedziałam się, że dwie osoby zgubiły szlak. Przede wszystkim przez wiatr, śnieżycę nie mogli znaleźć drogi. Jednak nie znam finału tej historii. Wówczas, opowiadając Wojtkowi jak było na szczycie, po raz kolejny przyszła do mnie myśl.
Myśl o Evereście, ale było już zdecydowanie inna.

W książce, Magda Lassota, przeprowadza rozmowy z różnymi ludźmi. Była jedna osoba, która powiedziała, że chce coś udowodnić. Udowodnić, że zwykły człowiek, może zrobić coś tak niezwykłego. Inna osoba powiedziała odwrotnie. Uważa, że wszyscy ludzie są niezwykli, tylko wybierają zwykłe życie. Zastanawiałam się z którym stwierdzeniem jest mi po drodze. Z którym jest Tobie bliżej?
Kiedy zaczynaliśmy życie w podróży /nomadzkie/ to pamiętam pierwszy post na fb, gdzie to ogłosiłam. Ludzie mi pisali, że jesteśmy niezwykli, oczywiście na przemian ze skrajnością ;). Czytałam również, że jesteśmy szaleni, bo jak to z dziećmi, jak to zamykasz firmę, jak to zostawiasz dom. Jednak wróćmy do tej “niezwykłości”. Pisałam, że nie czuję się niezwykła, że każdy z nas dokonuje pewnych decyzji, zmian, jakiegoś aktu odwagi, wychodzi ze strefy komfortu. I to czyni nas wszystkich niezwykłymi ludźmi, jeżeli tylko się odważymy.

Także wychodzi na to, że bliżej mi do stwierdzenia: “wszyscy jesteśmy niezwykli, tylko ludzie wybierają zwykłe życie”

Co z tym Everestem?


Zmieniłam się. Może po prostu zmądrzałam 😉 Nie jestem już tą osobą, która chce być we wszystkim najlepsza, pierwsza… nie mam potrzeby mieć swoich 5-ciu minut wspinając się na Everest i ryzykując WSZYSTKO.
Pod koniec książki jest takie podsumowanie autorki, z którym się utożsamiam. Tak bardzo mi bliski, bo go doświadczyłam. Część wspinaczy miała 5 minut sławy we własnym kraju, inni wrócili do rodzin, jeszcze inni zginęli… Jednakże sporo osób wróciło do życia – do CODZIENNOŚCI, ale byli w niej nie obecni. To nie zdobycie Everestu okazało się wyzwaniem, a powrót do rzeczywistości, do normalności. Ciężko się odnaleźć, znaleźć zajęcie, być zrozumianym, cieszyć się sukcesem, kiedy to nie wiele osób jest w stanie Cię zrozumieć.

Daleko mi do tych osób. Budzą we mnie mieszankę szacunku z lekkomyślnością 😉 aczkolwiek trochę bliskie jest mi to uczucie.
Uczucie ciężkości powrotu do normalności. Życie w różnych częściach świata, podróżując jest na swój sposób inne, trochę wyjątkowe w porównaniu do liczby osób żyjących w pewnych normach społecznych.
Kiedy pierwszy raz wyjeżdżaliśmy w długą podróż była ekscytacja, ale również obawa jak to będzie, kiedy wrócimy. Przecież wszystko się zmieni. Miasto będzie inne, znajomi, rodzina pewnie na innym etapie życia.
I pamiętam. Pamiętam ten dreszczyk emocji, to uczucie, kiedy nie mogłam się doczekać zobaczyć te wszystkie zmiany podczas naszej długiej nieobecności…

Kiedy wróciliśmy…byłam bardzo, ale to bardzo zaskoczona….ah, może nawet rozczarowana. NIC się nie zmieniło. Wrocław stał jak stał, rozkopany jak zwykle. Ci sami ludzie mnie obsługują w sklepie. Znajomi pracują i robią w wolnym czasie to co wcześniej. Dom. Dom był taki sam jakim go zostawiliśmy.
Nie zrozum mnie źle, chcę powiedzieć, że kocham moich ludzi…rodzinę, przyjaciół. Nadal uwielbiam vibe naszego miasta i te knajpki. Jednak dotarło do mnie, że to ja się zmieniłam i to ja już tu nie pasuję. Nasz dom nagle stał się dla mnie jakby za ciasny, za ciemny, za mało “domowy”. Byłam sfrustrowana, ponieważ czułam się nie rozumiana.
Nie mam o to do nikogo pretensji.
Moja ekscytacja powrotem szybko opadła jak kurz.
Zmieniłam się. Było i nadal jest cholernie trudno wrócić do normalności i czekam na ten moment. Moment, kiedy poczuję się w jakimś miejscu jak w domu.

Everest?


Podziwiam mojego kolegę Łukasza i moją siostrę Magdę, którzy doszli do base campu pod Everestem. Wiem jakie to musiało być cholernie trudne, ah co ja piszę ! Gówno wiem! Z opowieści co nie co mogę sobie wyobrazić, ale to wszystko. W ich butach nie byłam. Musiało to też być na swój sposób wyzwaniem. Jednak to im chciałabym przybić kiedyś piąteczkę “ej też tam dotarłam”. Jednakże szczyt…nie muszę nic, nikomu, a przede wszystkim sobie udowadniać. Mam dla kogo żyć i kocham moje życie. Niezwykłe rzeczy mogę czynić na innym polu.

Zastanawiasz się czy w ogóle byłoby to realne, abym wyszła? Ja, matka dwójki dzieci, w średnim wieku? Po pierwsze, po podjęciu decyzji długi czas się do tego przygotowujesz – naprawdę długi! Po drugie koniecznie sięgnij po książkę “W cieniu Everestu”. Nie tylko przeczytasz praktyczne informacje, jak to wszystko wygląda od podszewki, ale przede wszystkim poznasz historię ludzi spod góry. Jakie mieli pobudki i doświadczenie w górach przed Everestem, w jakim byli wieku i z jakim bagażem? Możesz się mocno zdziwić.
Ale też wtedy będziesz mógł/a odpowiedzieć sobie na kilka pytań.



Podczas lektury, zastanawiałam się jak to jest być na szczycie. Czy masz siłę podziwiać widoki z dachu świata? Jest zimno?
Robisz fotki i koniec refleksji? Siadasz, płaczesz, myślisz?
Zastanawiałam się co ja bym tam robiła? Nie umiałam sobie odpowiedzieć.

„To stanowi sedno dylematu, przed którym w końcu staje każdy wspinacz na Everest: aby odnieść sukces, musisz mieć ogromną motywację, ale jeśli będziesz zbyt zdeterminowany, prawdopodobnie umrzesz”

Krakauer

Jak Ci się podoba artykuł?

Jeżeli masz ochotę podzielić się swoimi przemyśleniami to serdecznie zapraszam
do pozostawienia komentarza lub napisać do mnie na Instagramie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *