Wyobraź sobie, że pewnego dnia mówisz „dość” – pracy, rutynie, schematom, które od lat wypełniają Twój kalendarz. Pakujesz rodzinę do auta i ruszasz w drogę. Nie na dwa tygodnie urlopu. Ale na długo. A może… na zawsze?
Interesuje Cię Japonia i szukasz przewodnika?
Japonia – ta książka Ci się przyda
Książka „Wonderland Seekers. Zapiski z dziennika – Portugalia” to prawdziwa, osobista opowieść o tym, jak wygląda życie w drodze, kiedy masz męża, dwójkę dzieci, kredyt i dom w „X” miejscu – czyli wszystko, co stereotypowo wiąże Cię
z miejscem. Autorka, ja :p , udowadniam, że nawet wtedy możesz wybrać inaczej. Że to wcale nie musi być „szalony pomysł”, tylko bardzo świadoma decyzja.
Spis treści:
Podziel się wpisem z innymi
1. Wonderland Seekers. O czym jest ta książka?
To nie jest przewodnik po Portugalii. Nie znajdziesz tu listy „10 miejsc, które musisz zobaczyć”. Nie jest to poradnik parentingowy. Nie jest to typowy dziennik z podróży. To książka dla tych, którzy chcą zacząć żyć trochę bardziej. Wonderland Seekers. Zapiski z dziennika – Portugalia” to zapis drogi – dosłownie i metaforycznie. To autentyczna, osobista opowieść o opuszczeniu „poukładanego życia”, żeby posłuchać głosu, który od dziecka coś szeptał. To książka o przemianie – która nie dzieje się w jednej chwili.
W książce znajdziesz :
- prawdziwe życie nomadów w czasie pandemii,
- zapiski z życia rodzinnego między winoroślami, oceanem a zdalną edukacją,
- historie pełne emocji – radości, zachwytu, ale też strachu, kryzysów i zmęczenia,
- osobiste przemyślenia o macierzyństwie, edukacji domowej i byciu „człowiekiem renesansu”,
- rozdziały, które przypomną Ci, że nie ma idealnego momentu na zmiany – są tylko decyzje, które trzeba w końcu podjąć.
📌 To książka, która jednocześnie może trochę inspirować i przytulać. Opowiada o tym, jak piękne (i trudne) może być życie poza systemem. Piszę językiem codzienności, ale z duszą. Z humorem, sarkazmem, refleksją. Z błyskotliwością i lekkością, jakbyś słuchał/a dobrej przyjaciółki przy winie.
2. Dla kogo jest ta książka?
Dla tych, którzy czują, że „coś ich uwiera”, ale jeszcze nie wiedzą, co z tym zrobić.
Dla rodziców, którzy rozważają edukację domową lub alternatywny styl życia.
Dla wszystkich, którzy lubią dobrze napisane, prawdziwe historie.
Dla osób, które tęsknią za wolnością, naturą i odwagą bycia sobą – bez filtrów.
To książka, która – choć mówi o Portugalii – dotyka spraw bardzo uniwersalnych.
3. Dlaczego warto przeczytać?
Bo oprócz malowniczych opowieści o życiu w Portugalii, dziecięcych perypetii, surfingu, edukacji domowej i gościnnych Portugalczyków – jest to książka o odwadze. To książka o ludziach. O miłości. O strachu. O wolności. O tym, jak trudne momenty zostawiają najgłębszy ślad – ale też uczą najwięcej. To książka, która może sprawić, że zatrzymasz się na chwilę. A może nawet – zmienisz coś w sobie.
Jest też o odwadze, by nie spełniać cudzych oczekiwań.
By wychowywać dzieci inaczej.
By zrezygnować z tego, co „normalne”, i spróbować iść w nieznane.
By marzyć nie tylko w głowie, ale też… w kalendarzu.
Na koniec tylko jedno ostrzeżenie:
Po tej książce możesz przestać czekać na „lepszy moment” i po prostu zacząć żyć.
4. Jak otrzymać książkę?
Każda osoba, która postawi mi kawę o wartości minimum 25 zł przez platformę Buy Coffee – otrzyma ode mnie w prezencie pełną wersję mojej książki w formacie PDF: „Wonderland Seekers. Zapiski z dziennika – Portugalia”
Jak to działa?
Postaw mi kawę (minimum 25 zł) tutaj:

W wiadomości przy postawieniu mi kawy napisz: „Wonderland Seekers. Zapiski z dziennika – Portugalia”
Jeżeli zapomnisz dodać wiadomość, to daj mi po prostu znać mailowo na:
- 📩 wonderlandseekers.4@gmail.com
- 📥 lub wiadomość na Instagramie [@wonderland_seekers]
- W odpowiedzi odeślę Ci książkę w PDF.
Dziękuję Ci za wsparcie! Dzięki Twojej kawie mogę tworzyć dalej, pisać i dzielić się tym, co naprawdę ważne. 💛
5. Autorka
Hihi 😉 Ten punkt trochę for fun, ale jak człowiek miło i ważnie się czuje :p
A więc:
Kasia, czyli JA, czyli @wonderland_seekers – mama dwójki dzieci, fotografka, podróżniczka, edukatorka domowa i czuły obserwator świata
Prowadzę życie w drodze – i z pasją dzielę się jego pięknem, ale też cieniem. Na Instagramie pokazuję nie tylko podróże, ale też wartości, które budują prawdziwą wolność: świadomość, uważność, odwaga.
6. A jeśli chcesz tylko „zerknąć”? / fragmenty/
Strona 9 – kim jesteśmy?
Prywatnie szliśmy utartą ścieżką. Dość mieliśmy wynajmowania mieszkań i spłacania komuś kredytu. Uznaliśmy, że swój też możemy spłacać. Wzięliśmy ślub. Potem kredyt na mieszkanie. I zaczęło się życie. Jak to powiedział pewien gość, który przyszedł zmierzyć kuchnię: „Mieszkacie gorzej niż Cyganie.”
No cóż – byliśmy spłukani. Zarabialiśmy trochę ponad minimalną krajową, a wszystkie oszczędności poszły na łazienkę. Byle tylko się wprowadzić i przestać płacić za wynajem. Nie było kuchni. Nie było mebli. Właściwie…ah! o czym ja piszę… podłogi nawet nie było! Spaliśmy na betonie. A dokładniej: na materacu od łóżka, bo ten udało nam się zdobyć przed ślubem. Gdy stolarz zapytał: „Kiedy się wprowadzacie?”, nie spodziewał się odpowiedzi: „My już tu mieszkamy.” Ach! Ale jak to się teraz wspomina! Jak to teraz smakuje!
Po kilku latach postanowiliśmy powiększyć naszą rodzinę. Mamy dwójkę super dzieci – Alicję i Jasia – którzy są idealnymi towarzyszami naszych wojaży. Są ciekawi świata, elastyczni, otwarci.No dobrze, ale co się właściwie wydarzyło? Bo przecież ta historia, jak dotąd, brzmi całkiem spoko. Nowe życie we Wrocławiu, mieszkanie, ślub, dzieci, własna firma… Więc czemu nie zostaliśmy tam, gdzie było ciepło i bezpiecznie? Bo zaczęliśmy się dusić. W tej codzienności, przewidywalności, w systemie, który miał pasować – ale nie pasował. Zaczęliśmy marzyć o czymś więcej… O czasie dla siebie, dla dzieci, dla naszej rodziny. O życiu, w którym to my decydujemy, gdzie jesteśmy, jak spędzamy czas i co uznajemy za ważne. I wtedy powoli, nieśmiało, zaczęło się rodzić we mnie to jedno pytanie:
„A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać?”
Strona 34 – o byciu w drodze
Czy ktoś z Was kiedyś czuł, że coś ścisnęło mu żołądek, tak jak wtedy, gdy niespodziewanie dyrektor wzywa na dywanik? Albo szef w pracy rzuca: „możesz na chwilę?” – a Ty czujesz ten znajomy, rozdzierający ścisk od środka? Ja mam to uczucie, gdy nie jestem w drodze. Gdy stoję. Gdy trwam. Gdy codzienność przypomina zakład pracy – w którym się nie zatrudniłam.
Noszę to w sobie, jak energię bez kanału ujścia. Nie chodzi tylko o przyjazd w inne miejsce. Chodzi o bycie w ruchu. O to, jak powietrze pachnie inaczej, jak zmysły są czujne. Jak ciało żyje. To nie zaczęło się teraz. Wiedziałam to już jako 9-latka, czytając artykuł o Parku Narodowym Serengeti. Coś mi się wtedy w środku otworzyło. Utwierdziłam się w tym rok później, mając 10 lat, gdy po raz pierwszy wyjechałam do Grecji. To nie było odkrycie. To było przypomnienie. Tak, jakby było mi to pisane. Jakby to było w moim DNA. Ale szkoła miała inny scenariusz. Rodzina też miała plan.
Dorosłość? Ustawiała mnie według schematu: „znajdź pracę, weź kredyt, zostań tam, gdzie jesteś – bezpiecznie”.
I zanim się zorientujesz, inni zarządzają Twoim życiem. Delikatnie, z troską. Ale skutecznie. Zostajesz kimś, kim wcale nie chciałaś być.
Długo myślałam, że do podróży trzeba mieć pieniądze. Że to luksus, który trzeba wypracować. A potem zrozumiałam, że chodzi o coś innego. Nie o konto w banku.
O odwagę.
Bo świat, którego szukasz, nie jest na mapie. Jest w Tobie. I nie ma kodu pocztowego. Kiedyś czytałam namiętnie Terry’ego Pratchetta. Mam większość jego książek. Jedno zdanie zostało ze mną na zawsze:
„Zrozumieli, że idealny świat jest podróżą, nie miejscem.”
Strona 24 – o domu w Portugalii
Na miejscu — dom, winnica, basen — wszystko okazało się jeszcze bardziej bajeczne i nierealne. Myśl o chęci wycięcia nam narządów była w mojej głowie bardziej namacalna niż kiedykolwiek w Polsce! 😉
Przez pierwsze dwa tygodnie nie byłam w stanie spać. Już pomijając te narządy — nigdy nie słyszałam takiej ciszy. W bloku, we Wrocławiu, słyszałam wszystko. Aż za dużo. Od sąsiada, przez spadający widelec, po śmieciarki od 6 rano.
Słyszałam za to wiatr.
Rano — ptaki albo kury.
Na początku czułam się dziko. Nieswojo. Wieczorami chodziliśmy z Wojtkiem na basen obok domu. Siedzieliśmy godzinami, gapiąc się w gwiaździste niebo. Nigdy nie widziałam tylu gwiazd. Nigdy nie wypowiedziałam tylu życzeń, gdy spadały. Było super. Po miesiącu mojej schizy, kontroli drzwi i sprawdzania co noc, czy dzieci jeszcze leżą w pokoju, okazało się, że właściciele to ludzie… nie z tej planety. Po części mnie fascynowali. Wyobraźcie sobie: ktoś ma kilka domów, odziedziczoną posiadłość, winnice, baseny, firmę, fajne auta… I nagle uświadamiasz sobie: heloł, oni mają pieniądze. I to chyba niemałe. A przecież często bywa tak, że z pieniędzmi przychodzi… no cóż, zmiana. Niekoniecznie zmiana pozytywna w dobrego wujka. Tymczasem ja byłam zauroczona ich prostotą. Byli po prostu dobrymi ludźmi. Zawsze się uśmiechnęli, zapytali, co u Ciebie, jak mogą pomóc. Nie wywyższali się, nie zadzierali nosa.
Powiem więcej.
Siedzę sobie rano, jem owsiankę, patrzę, jak dzieci bawią się na zewnątrz, i słyszę… traktor. Popyrkuje sobie, wjeżdża na plac, bo tam miał miejsce na zawrócenie w stronę winnicy. I wtedy wjeżdża ONA. Jak na białym koniu. Okej — koń może nie był zbyt urodziwy. Ale ONA… Kobieta około sześćdziesiątki, ułożone włosy, biała elegancka koszula. I uśmiecha się do mnie. Macha zza kierownicy traktora. Prawie się poplułam. Ale jakże szeroko się uśmiechnęłam.
Innym razem…
Opowiem Wam, bo to naprawdę ciekawe — jak bardzo różni są ludzie, i jak niewiele znaczą: ilość pieniędzy, liczba przebytych podróży, dzieci (lub ich brak), fancy zawód albo zupełnie zwyczajny…
Spis treści w książce

Przykładowe zdjęcia w książce






Przypominam, że wspierając mnie na Patronite możesz otrzymać ode mnie e-booka “Mój subiektywny przewodnik: Japonia – ścieżkami rodziny nomadów”


fotografka
Jak Ci się podoba artykuł?
Jeżeli myślisz o podróży i masz dodatkowe pytanie, napisz
w komentarzu lub napisz do mnie na Instagramie. Ja postaram się Tobie pomóc.
Dodaj komentarz