Polka w Szwajcarii. O życiu na emigracji
Jak wygląda codzienność w kraju słynącym z precyzji, porządku i zapierających dech w piersiach krajobrazów? Moja dzisiejsza rozmówczyni, Olga, która od kilku lat mieszka w Szwajcarii, opowie nam o swoim doświadczeniu życia w jednym z najbogatszych i najbardziej zróżnicowanych kulturowo krajów Europy. Jakie wyzwania niesie ze sobą emigracja do tego alpejskiego raju? Co ją zaskoczyło, a co zauroczyło? Przygotujcie się na fascynującą rozmowę o szwajcarskiej codzienności, różnicach kulturowych i o tym, jak znaleźć swoje miejsce w sercu Europy. Zapraszam do lektury!
Interesują Cię inne wywiady? Sprawdź poniższe artykuły:
Polacy na emigracji – Tajlandia
Polacy na emigracji – Algarve, Portugalia
Polacy na emigracji – Japonia, Tokio
O życiu – w Australii Zachodniej
USA – życie w Północnej Karolinie
Madera- o życiu na zielonej wyspie Europy
1. Pytanie ogólne, na początku przedstaw się proszę: jak się nazywasz, gdzie mieszkasz(w jakim regionie, mieście), jak długo? Czym się zajmujesz?
Olga: Cześć! Jestem Olga i mieszkam od 3 lat w Szwajcarii w małym miasteczku Adliswil niedaleko Zurychu. Przeprowadziłam się tu z Wrocławia wraz z moją rodzinką, mężem Bartkiem i dwójką dzieci Polą i Franiem. Pola ma obecnie prawie 10 lat a Franek 6. Zajmuje się wieloma rzeczami – nie pracuje na etacie, ale mam własny biznes. Obecnie prowadzę głównie szkolenia marketingowe, piszę obecnie książkę dla dzieci, sprzedaję w internecie swoje rękodzieło a także jestem mamą. Aktywnie prowadzę także konto na Instagramie, które jest dosyć popularne, o podróżowaniu z dziećmi po Szwajcarii i emigracji.
2. Co skłoniło Cię do podjęcia decyzji o emigracji do Szwajcarii? Czy był to impuls czy długo planowany krok?
Olga: Przeprowadziliśmy się bo nadarzyła się okazja. Już dawno chodził nam po głowie pomysł o spróbowaniu swoich sił poza Polską, ale zawsze brakowało sposobności. Było nam dobrze w Polsce. Jednak mąż dostał propozycję przeniesienia się do Szwajcarii wewnątrz firmy, w której pracował w Polsce. Była to oferta, która bardzo nam się spodobała i mimo że wiązała się z wielkimi zmianami w naszym życiu postanowiliśmy z niej skorzystać, z uwagi na to że był to też ostatni moment by zrobić to w taki mało inwazyjny sposób. Pola miała dopiero zaczynać pierwszą klasę, więc mogliśmy bez wyrywania jej z systemu szkolnego, zacząć szkołę już w nowym miejscu. Od otrzymania oferty do podjęcia decyzji, wystarczyły nam 3 dni. Jestem z natury optymistką, więc liczyłam że bez większego przygotowania jakoś wszystko się ułoży.
3. Jakie były wasze pierwsze wrażenia po przyjeździe do Szwajcarii ? Czy były one od razu pozytywne, czy wręcz odwrotnie?
Olga: Przede wszystkim pierwsze co pomyślałam to było: “Dlaczego tu nie da się iść po prostu płasko, tylko zawsze musi być w górę lub w dół?“ Tak to wygląda, mimo że nie mieszkamy w jakichś wysokich górach, ale z perspektywy Polski, miejsce w którym mieszkamy jest już dosyć górzyste. I moje pierwsze wrażenia to te, związane z widokami i naturą, która jest w Szwajcarii niesamowita: zieleń bije po oczach, krówki na łąkach, ośnieżone szczyty w oddali. To wszystko sprawiło że byłam zakochana od pierwszego wejrzenia. W dodatku obcy ludzie witali się ze mną radosnym “Grüezi”. Poczułam się jak na wakacjach.
4. Jak wyglądały Wasze przygotowania do emigracji? (formalności, trudności)
Olga: Byliśmy w trochę uprzywilejowanej sytuacji, bo to męża ściągnięto do Szwajcarii, więc jego firma bardzo nam pomogła. Wiele nam wyjaśnili i załatwili praktycznie za nas. My musieliśmy tylko znaleźć mieszkanie, co się okazało nie lada wyzwaniem, bo właśnie zaczęła się pandemia i ze względu na różne ograniczenia nie mogliśmy osobiście przyjechać do Szwajcarii i naszego nowego lokum szukać. Wybór odpowiedniego domu był dla nas tym bardziej ważny, że Pola szła do szkoły, a w Szwajcarii jest rejonizacja, więc nie chcieliśmy się przeprowadzać przez najbliższe parę lat, by nie musiała zmieniać placówki. Pojawił się więc duży problem, ale ostatecznie, z pomocą specjalnej agencji, udało nam się znaleźć i wynająć mieszkanie zdalnie. Postanowiliśmy mieszkanie w Polsce sprzedać, więc to z tym mieliśmy chyba więcej zachodu. Dodatkowo bardzo chciałam wziąć ze sobą wszystkie nasze meble, więc wynajęliśmy też dwie ciężarówki, które były w stanie to przetransportować. Zaczęliśmy się też uczyć niemieckiego, bo żadne z nas w tym języku nie mówiło. Ja zapisałam się na kurs, a do dzieci przychodziła nauczycielka. Prawda jest taka że przez te 3 miesiące przed rzeczywistą wyprowadzką, niewiele wiedzy przyswoiliśmy. Ja przeczytałam też książkę, która o Szwajcarii opowiadała, zaczęłam przeglądać blogi.
5. Czy napotkałaś jakieś bariery kulturowe lub językowe? Jak sobie z nimi radziłaś?
Olga: Myślę że barier kulturowych nie napotkałam za bardzo. Ale za to językowo było bardzo ciężko. Nie dość, że nikt z nas języka niemieckiego nie znał, to na dodatek okazało się, że w Szwajcarii mówi się głównie w lokalnych dialektach, które momentami nawet niemieckiego nie przypominają. Byłam załamana jak w pierwszym tygodniu jechałam sama tramwajem z dwójką dzieci, w całkiem nowym mieście a z głośnika poleciał komunikat o zmianie trasy. Nic nie rozumiałam. Dobrze że mamy telefony komórkowe które przychodzą z pomocą w takich momentach. Do dziś dialekt to dla mnie wyższa szkoła jazdy, której wciąż się uczę.
6. Jak wygląda Twój typowy dzień w Szwajcarii w porównaniu do dnia, który miałaś w Polsce?
Olga: W Polsce też rozkręcałam swoją firmę – chociaż całkiem inną niż tutaj- przez to mój dzień był dosyć podobny do tego obecnie, jeśli chodzi przynajmniej o pracę. Pracuję z domu, to się nie zmieniło. Ale na pewno więcej czasu obecnie spędzam też z dziećmi. System szkolno-przedszkolny w Szwajcarii jest całkiem inny niż ten polski i dzieci mniej czasu spędzają w placówkach. W Polsce dzieci w przedszkolu spędzały większość dnia, tutaj często są już o 12 w domu, albo przychodzą na obiad w trakcie dnia i ponownie wracają do szkoły na popołudniowe zajęcia. Nawet wtedy zaraz po 15 są z powrotem w domu. Ktoś musi się nimi wtedy zająć, bo są za małe, by mogły same spędzać ten czas. Po okresie pandemii również mąż częściej niż wcześniej pracuje z domu, więc w sumie w naszym mieszkaniu ciągle ktoś jest w ciągu tygodnia. W weekendy o wiele więcej jeździmy na wycieczki. W Polsce też spędzaliśmy weekendy raczej aktywnie, ale jednak nie aż tak. Mieliśmy naszą działkę, tu chodzimy w góry lub odwiedzamy nowe miejsca.
„Szwajcaria to mały, stromy kraj, o zboczach o większej liczbie wzniesień niż nachyleniach, a cały jest usiany dużymi brązowymi hotelami, zbudowanymi na wzór zegarów z kukułką”
Ernest Hemingway
7. Jak lokalna społeczność przyjęła Cię jako imigrantkę? Czy łatwo było nawiązać znajomości?
Olga: Zamieszkałam w miasteczku pełnym ekspatów. Jest tu ich naprawdę bardzo dużo i właściwie każdy skądś jest, chociażby w drugim pokoleniu. Dlatego bardzo szybko poczuliśmy się częścią naszego bloku czy miasteczka. Mamy tu też polski sklep i dużą polonię, dlatego od razu miałam wiele koleżanek Polek, z którymi spędzam czas. Mają one pociechy w podobnym wieku, więc dzieci też mają wciąż kontakt z językiem polskim nawet wśród rówieśników. Mam też bardzo dobry kontakt z sąsiadami. Sąsiadka z góry, z pochodzenia Włoszka, przynosi dla dzieciaków czasem przekąski, z rodzinami z naszego budynku w listopadzie zorganizowaliśmy Halloween jak z amerykańskich filmów, z chodzeniem po innych mieszkaniach w okolicy w poszukiwaniu słodyczy. Wiadomo że w dorosłym życiu prawdziwe przyjaźnie nie jest tak łatwo nawiązać, ale wydaje mi się że na emigracji jakoś jesteśmy na te nowe znajomości bardziej otwarci.
8. Opowiedz nam o miejscach, które odkryłaś w Szwajcarii i które wywarły na Tobie największe wrażenie.
Olga: Bardzo ciężko wymienić jedno czy nawet kilka miejsc. Szwajcaria jest chyba jednym z najpiękniejszych miejsc na ziemi, jestem pewna, że niejeden człowiek się ze mną zgodzi. Zwiedzamy od 3 lat ten kraj i jak już wspominałam, robimy to mega intensywnie, więc zobaczyliśmy już kilkaset miejscówek, bardziej i mniej turystycznych. I wciąż jak widzę tutejsze widoki zapiera mi dech, a czasem nawet zakręci mi się w oku łza ze wzruszenia. Kocham Dolinę Lauterbrunnen za wielość wodospadów, bo szum spadającej wody jest dla mnie niezwykle wyciszający, odstresowującym. Dodatkowo z Lauterbrunnen można zrobić ogromną ilość wycieczek. Uwielbiam Walensee za jego kolor i charakterne otoczenie pełne gór, plaż, najwyższy w Szwajcarii wodospad i różne winnice. Bardzo lubię też Titlis i Trübsee które jest po drodze gdy się na ten szczyt wjeżdza. Tam zawsze jest co robić, kolejka na górę jest obrotowa, a na szczycie czeka na nas prawdziwy lodowiec z jaskinią. Jak widzi się taką ilość lodu który ma tysiące lat, po plecach przechodzą ciarki.
9. Czy jest jakaś historia lub doświadczenie z Twojego życia w Szwajcarii, które szczególnie zapadło Ci w pamięć?
Olga: Mam kilka takich historii. Jednak jako, że istnieje stereotyp o tym że szwajcarzy nie są zbyt mili i pomocni, chcę opowiedzieć historię, która temu przeczy. Pierwszej zimy na emigracji pojechaliśmy na spacer nad pewne jezioro. Napadało wtedy bardzo dużo śniegu i chcieliśmy trochę skorzystać z białego puchu w ładnym otoczeniu. Po powrocie ze spaceru okazało się, że nasze auto utknęło w śniegu. Mimo napędu na 4 koła i wszelkich prób, nie udało nam się wyjechać. Była to bardzo stresująca sytuacja, bo byliśmy oczywiście całą rodziną, więc dzieciaki zaczeły się już mocno niepokoić. Gdy osoby, które zaparkowały obok nas zauważyły co się stało, bardzo tłumnie chciały nam pomóc. Większość z nich byli to miejscowi, bo nie było to jakieś mega turystyczne miejsce. Mimo wielu rąk do pomocy, godzin pchania i prób zainstalowania łańcuchów na kołach, dopiero sama wpadłam na to by włożyć pod koła deski i taki sposób w końcu ruszyliśmy z miejsca. Jednak ta sytuacja pokazuje, że Szwajcarzy potrafią być też mili i pomocni i nie ma co wierzyć w krzywdzące stereotypy.
10. Czy uważacie, że system opieki zdrowotnej w Szwajcarii jest skuteczny i dostępny dla wszystkich mieszkańców? (płatny, bezpłatny)
Olga: Całe szczęście nie miałam zbyt wielu okazji do testowania szwajcarskiego systemu opieki zdrowotnej. Jednak mimo to wiem jak on działa. Ubezpieczenie zdrowotne jest w szwajcarii obowiązkowe. Oznacza to, że nie możesz w Szwajcarii mieszkać jeśli nie wybrałeś i nie płacisz co miesiąc wybranego przez siebie ubezpieczyciela. W Szwajcarii masz też swobodę wybrania kasy chorych i zakresu ubezpieczenia, wybiera się też wysokość tzw. franczyzy, czyli kwoty do której w ciągu danego roku, samemu musisz płacić za leczenie, dopiero powyżej tej kwoty zaczyna opłacać Twoje rachunki ubezpieczalnia. W pewnym zakresie więc wysokość składki można ustalić samemu, porównując różne zakresy, franczyzy czy kasy chorych. Wciąż jednak uważam, że mimo tego, ubezpieczenie zdrowotne w Szwajcarii nie jest jakoś szczególnie tanią sprawą, wielu twierdzi wręcz, że jest bardzo drogie. Moim zdaniem, uprzywilejowuje ludzi bogatych, którzy mogą sobie pozwolić na opłacanie najszerszego zakresu ubezpieczenia. Jeśli chodzi o moje odczucia względem służby zdrowia, mam same pozytywne doświadczenia. Spotkałam bardzo zaangażowanych i przyjaznych lekarzy, a opiekę zdrowotną za każdym razem, jak już musiałam z niej skorzystać, miałam zarówno ja, jak i dzieciaki, na najwyższym poziomie.
11. Czy wasze dzieci uczęszczają do szkoły w Szwajcarii? Jak oceniacie system edukacji w porównaniu do tego, do którego byliście przyzwyczajeni?
Olga: Tak. Moja córka Pola idzie do 4 klasy szwajcarskiej podstawówki, a syn Franio skończył właśnie szwajcarskie przedszkole i będzie zaczynał pod koniec sierpnia szkołę. System w Szwajcarii jest inny pod wieloma względami. Po pierwsze nie ma państwowych żłobków, a przedszkole zaczyna się dopiero jak dziecko ma 4 lub 5 lat. Skąd to “lub”? Bo to też się różni – dzieci urodzone w pierwszej połowie roku zaczynają państwową edukację wcześniej niż te urodzone w drugiej połowie roku. Mój synek jest z kwietnia więc poszedł do przedszkola jako 4 latek, a do szkoły pójdzie jako 6 latek, córka jest z listopada, więc poszła do szkoły jako 7 latka, tak samo jak poszłaby w Polsce do pierwszej klasy. Szkoła też jest inna, nastawiona bardzo na umiejętności, samodzielność i sprawności manualne. W pierwszych klasach podstawówki nie ma obowiązkowych lektur szkolnych (dzieci same wybierają sobie rzeczy z biblioteki, które mają ochotę czytać, ale nie jest to obowiązkowe), wyprawka szkolna jest bardzo ograniczona i nie trzeba kupować dziecku nawet kredek, zeszytów czy piórnika. Dzieciaki dużo czasu spędzają na dworze, mają organizowane dni w lesie z nauką rozpalania ogniska. Już od przedszkola te kilkulatki chodzą same do placówek, nie odprowadzają ich rodzice, tylko opanowują tą umiejętność. Na zajęciach normalne jest wbijanie gwoździ czy operowanie śrubokrętem. W pierwszych klasach dzieci uczą się też robienia posiłków czy prania ręcznego. Mi się taka szkoła bardzo podoba. Jest też ona super przygotowana na przyjęcie dzieci, które nie mówią w domu po niemiecku, oferując dla nich dodatkowe bezpłatne zajęcia. Z minusów jakie zauważam to częsta zmiana składu klasy (częściowo co rok) i nauczyciela prowadzącego (co dwa lata), system godzinowy jest nie dostosowany do dzisiejszych czasów (dzieciaki kończą często o 12, codziennie jeśli nie wykupisz obiadów w szkole przychodzą do domu na obiad). Dyskusyjna może być kwestia tego, że w Szwajcarii nie można dzieci w ciągu roku zabrać na przykład na wakacje (za nieprzestrzeganie tych zasad grożą nawet kary finansowe). Z drugiej strony trzeba pamiętać, że system feriowy wygląda całkowicie inaczej niż w Polsce, jest dużo więcej przerw w ciągu roku, więc dla nas nie jest problemem zaplanować wakacje tak, by jechać w trakcie tych przerw. Pamiętajmy też, że opisując naszą szkołę nie mówię też o szkole w całej Szwajcarii, bo różne kantony i gminy mogą mieć całkowicie inne rozwiązania i systemy, o których nie jestem w stanie się wypowiedzieć.
12. Jakie są Twoje odczucia co do bezpieczeństwa w Szwajcarii?Czy czujesz się bezpiecznie w codziennym życiu?
Olga: Tak, zdecydowanie. Czuje się w Szwajcarii bardzo bezpiecznie, zarówno chodząc po zmroku jak i korzystając np. z auta. Jeździ się tu wolno, zgodnie z przepisami. Miasta są czyste, schludne i jakoś takie o wiele bardziej … puste.
13. Jak oceniacie koszty życia w Szwajcarii w porównaniu do Polski?
Olga: Koszty życia są bardzo duże, szczególnie przeliczając je na złotówki, ale w zestawieniu z zarobkami, uważam że już nie wygląda to tak źle. W moim odczuciu relatywnie drogi jest na przykład żłobek dla dziecka (miesięczny koszt w Zurychu to mniej więcej 2500- 3500 chf) czy usługi fryzjerskie (ścięcie średnich włosów kosztuje koło 100 CHF). W Szwajcarii większość ludzi mieszkania wynajmuje, i jest to w okolicach Zurychu, jeśli mówimy o mieszkaniu dla 4 osobowej rodziny koszt około 2500 – 3500 chf miesięcznie. W Polsce spłacaliśmy kredyt na swoje mieszkanie, więc też wyglądało to trochę inaczej. Bardzo ciężko więc to porównać, w naszej sytuacji akurat zmiana miejsca zamieszkania finansowo się opłaciła, ale pewnie nie jest łatwo jednoznacznie stwierdzić, że w każdym przypadku będzie tak samo.
14. Czy łatwo jest znaleźć mieszkanie do wynajęcia lub kupna?
Olga: Nie. W większych miastach i aglomeracjach, o mieszkanie w rozsądnej cenie bardzo trudno. Często jest wielu kandydatów na jeden lokal. Ubiegający się o niego muszą pisać podania i przejść casting. Słyszałam o ludziach, którzy miesiącami bezskutecznie szukali mieszkania. Nam akurat się udało dosyć szybko znaleźć nasze, ale nie jest to reguła. Ludzie rzadko kupują mieszkania, bo są bardzo drogie. Mnie także odstraszają te kwoty. Za mieszkanie w podobnej lokalizacji i o podobnym standardzie w którym mieszkamy obecnie, musielibyśmy dać koło 1,5 mln CHF.
15. Jak oceniasz rynek pracy w Szwajcarii?
Olga: Uważam że nie jest to łatwy rynek. Jest bardzo konkurencyjny bo do Szwajcarii z roku na rok przyjeżdża też coraz więcej ekspatów, często świetnych specjalistów z różnorodnych branży. Dodatkowo sytuacja językowa jest tu bardzo skomplikowana. Wiele języków (w Szwajcarii są aż 4 języki urzędowe) i dialektów utrudnia znalezienie pracy w swojej dziedzinie. Oczywiście pracę znaleźć się da, nie jest to niemożliwe, ale czasem naprawdę nie jest to łatwe zadanie.
16. Czy zauważyliście różnice kulturowe w podejściu do pracy, życia, wychowania dzieci w Szwajcarii w porównaniu do Polski? jeżeli tak, to jakie?
Olga: Na pewno podejście do rodziny i wychowania dzieci jest inne. Dzieci więcej czasu spędzają w domu i niestety najczęściej to kobieta, po tym jak zostanie matką, się tymi dziećmi zajmuje. Wcale nie oczekuje się tu, tak jak bywa to w Polsce, że kobieta po okresie macierzyńskiego (który w Szwajcarii trwa jedynie 14 tygodni), wróci do pracy. A jeśli już ktoś się na to porwie, to dosyć popularne jest wracanie do pracy tylko na część etatu. Praca w domu, przy opiece nad dziećmi też jest uważana za rodzaj pracy. Ma to swoje dobre i złe strony. Jeśli chodzi o wychowanie dzieci to na pewno dzieci są tu bardziej samodzielne i są uważane za bardzo kompetentne i odpowiedzialne. Widać to na przykład w tym o czym mówiłam wcześniej, czyli w chodzeniu samodzielnym do placówki nawet w wypadku 4 czy 5 latków. Szwajcarskie mamy też mniej się przejmują na przykład bałaganem czy przyjęciem gości w domu. Na ulicach, szczególnie na wsiach czy w mniejszych miasteczkach mało jest też osób jakoś szczególnie wystrojonych, na przykład w szpilki. Ludzie ubierają się raczej na luzie, mniej przejmują się swoim wyglądem.
17. Jakie są trzy rzeczy, które najbardziej Ci się podobają w życiu w Szwajcarii? a jakie trzy mogłyby być lepsze?
Olga: Te podobają mi się szczególnie: 1.Natura i jej bliskość; 2. Spokojne, powolne życie 3. Czystość i porządek.
Te mogłyby być lepsze: 1. Język (najchętniej jakby wprowadzili polski;)) 2. Jedzenie ( kuchnia szwajcarska nie jest moją ulubioną) 3. Ceny (mimo wszystko mogłyby być trochę niższe)
18. Jakie rady mogłabyś dać innym osobom, które rozważają emigrację do Szwajcarii?
Olga: Myśle że dobrze jest znać wcześniej język – najlepiej język kantonu do którego się jedzie. Przygotować się psychicznie, że na początku może być ciężko i że to normalne. Pokochać góry, bo to jest tu najpiękniejsze, próbować trochę poodkrywać tej Szwajcarii, by móc się w niej też zakochać. No i zajrzeć do mnie, na mój Instagram, by trochę zobaczyć wcześniej jak tu się żyje.
19. Gdybyś mogła cofnąć się w czasie, czy podjęłabyś tę samą decyzję o emigracji?
Olga: Zdecydowanie TAK. Wiele zobaczyłam, nauczyłam się i rozwinęłam się dzięki temu, że podjęłam z mężem taką decyzję. Jestem szczęśliwa że żyje w takim cudownym miejscu i wiem, że jeszcze wiele przede mną. Z każdym dniem mam wrażenie, że czuje się bardziej u siebie i nie chciałabym na ten moment wracać do tego co było wcześniej. Ale czas pokaże, co jeszcze przed nami. Nikt przecież tego nie wie.
Polka w Szwajcarii. Dziękuję Oldze za podzielenie się swoimi doświadczeniami i życiem w Szwajcarii. Jej wypowiedź o życiu na emigracji daje bogate spojrzenie na tę część Europy. Mam nadzieję, że ta rozmowa przyniosła Ci, drogi czytelniku, równie dużo radości i ciekawych spostrzeżeń.
Olga ma konto na instagramie: @olga_dyrda oraz prowadzi stronę o Szwajcarii na którą serdecznie Was zapraszam. Koniecznie zajrzyjcie i zostawcie u niej po sobie ślad. Będzie jej niezmiernie miło.
Czekajcie na kolejne wywiady z serii “Polacy na emigracji”, które zabiorą Was w podróż przez fascynujący świat ludzi i miejsc!
Podoba Ci się moja twórczość? Może ten wywiad wniósł wiele informacji ? Może po prostu dowiedziałeś się czegoś ciekawego, wzruszyłeś się, zaśmiałeś? Możesz postawić mi wirtualną kawę, po prostu wesprzeć Twórcę. Będzie mi niezmiernie miło. Ponadto wspierając mnie na Patronite możesz otrzymać ode mnie e-booka “Mój subiektywny przewodnik: Japonia – ścieżkami rodziny nomadów”
fotograf z pasji
Jak Ci się podoba artykuł?
Jeżeli masz ochotę podzielić się swoimi przemyśleniami to serdecznie zapraszam
do pozostawienia komentarza lub napisać do mnie na Instagramie.
Dodaj komentarz